Pierwszy dzień sierpnia jest dla wielu Polaków okazją do mniej lub bardziej egzaltowanego oddawania się swej największej namiętności, namiętności spod znaku łopoczących sztandarów, apeli poległych i podniosłych mów o tym, jak wielkie znaczenie warszawski zryw z 1944 r. miał. W rzeczywistości wydarzenie to w skali ogólnoeuropejskiej było kompletnie pozbawione znaczenia, w skali regionu wschodnioeuropejskiego – tak samo, gdyż los tej części kontynentu przypieczętowany został niecały rok wcześniej podczas spotkania możnych tego świata na konferencji w Teheranie i choćby takie powstania jak warszawskie wybuchały co tydzień w każdym większym i mniejszym mieście, zmienić teherańskie ustalenia mogłoby chyba tylko uderzenie komety w ZSRR lub nieoczekiwany desant kosmitów. Dla mieszkańców Warszawy sierpniowe wydarzenia miały oczywiście ogromne znaczenie, gdyż dla ponad dwustu tysięcy z nich – zarówno tych zaangażowanych zbrojnie, jak i cywili pragnących jedynie przeżyć – stały się bezpośrednią przyczyną zakończenia ich ziemskiej przygody, zaś tych, którym szczęśliwie udało się zachować życie pozbawiły dachu nad głową, a można powiedzieć, że w ogóle pozbawiły ich miasta.
Tymczasem dokładnie 30 lat przed wybuchem powstania w Warszawie, 1 sierpnia 1914 r. miało miejsce wydarzenie, którego skutki w szerokiej perspektywie wpłynęły bezpośrednio na życie niemal każdego mieszkańca kontynentu, Niemca, Polaka, Francuza, Serba, Rosjanina, Austriaka, Czecha i jeszcze wielu innych. Wydarzenie, którego następstwa pogrzebały stary porządek w Europie, zmiotły z powierzchni świat, jaki Europejczycy znali, co Andrzej Chwalba perfekcyjnie trafnie podsumował już w tytule swojej rewelacyjnej publikacji „Samobójstwo Europy. Wielka wojna 1914-1918”.
Otóż 1 sierpnia 1914 r. Cesarstwo Niemieckie wypowiedziało wojnę Cesarstwu Rosyjskiemu. To tego dnia tak naprawdę wybuchła Wielka Wojna (zwana dziś Pierwszą Światową), bo lokalny – jak się do tej pory wydawało – konflikt Austro-Węgier z Sebią, do którego pretekstem stało się zamordowanie następcy austro-węgierskiego tronu przez bośniackiego Serba, stał się konfliktem ogólnoeuropejskim. Łańcuch zdarzeń, które do tego doprowadziły był następujący: inspirowany przez serbski wywiad bośniacki Serb (co ciekawe małoletni wtedy) dokonał w Sarajewie udanego zamachu na arcyksięcia Ferdynanda. Trudno podejrzewać, by śmierć bratanka wywołała rozpacz ferdynandowego stryja, cesarza Franza Josefa, bo delikatnie mówiąc nie darzyli się zbytnią sympatią. Ale na pewno stała się dla władcy świetnym pretekstem do rozpoczęcia dawno planowanej rozprawy z Serbią, będącą wówczas liderem wśród bałkańskiej drobnicy dążącej do uniezależnienia od wpływów Habsburgów. 23 lipca wiedeński rząd, po uprzednim upewnieniu się co do ewentualnego niemieckiego wsparcia, przedstawił rządowi serbskiemu ultimatum skonstruowane tak, by nie dało się go przełknąć. Serbowie ultimatum przyjęli, ale nie w całości i 28 lipca Austro-Węgry wypowiedziały im wojnę. To postawiło w trudnej sytuacji Romanowów, którzy mieli na Bałkanach swoje interesy i nie mogli sobie pozwolić na wysiudanie z nich przez Habsburgów i Hohenzollernów. Dlatego w odpowiedzi na ruch Austro-Węgier rosyjski cesarz zarządził mobilizację, 29 lipca – częściową, a dzień później – powszechną. Na wieść o tym Niemcy wystosowali pod adresem Rosji ultimatum, domagając się odwołania mobilizacji. Ultimatum pozostało bez odpowiedzi, więc 1 sierpnia Niemcy wypowiedziały Rosji wojnę. To pociągnęło za sobą cały szereg kolejnych wypowiedzeń, bo Rosja była związana traktatem z Francją oraz Wielką Brytanią, zaś Niemcy z Austro-Węgrami. W ciągu kilku dni lokalny austriacko-serbski konflikt przerodził się w drakę na skalę ogólnoeuropejską. Wszyscy się cieszyli, lud przeżywał patriotyczne wzmożenie, cesarze i królowie strzelali podniosłe, budujące przemówienia do wyruszających na wojnę żołnierzyków. Ogólnie atmosfera była odświętna i radosna. A to wstęp do pogrzebu był. Pogrzebu Europy jako regionu dominującego w świecie ekonomicznie i politycznie, a także pogrzebu wielu milionów wojskowych i cywilnych ofiar wojny. Wojny tej i wojny następnej, która była pokłosiem spraw niezałatwionych lub nieudanie załatwionych traktatem pokojowym po wojnie pierwszej.
Na zdjęciu uroczyste powitanie i zaprzysiężenie w Tarnowitz (Tarnowskich Górach) 11 Pułku Strzelców Konnych (Jäger Regiment zu Pferde Nr 11) oraz 3 batalionu 156 Pułku Piechoty (3 Bat. des Infanterie-Regiment Nr 156). Uroczystość z udziałem burmistrza Richarda Otte, Rady Miejskiej, licznych organizacji społecznych i kulturalnych oraz tarnogórskich mieszczan miała miejsce 1 października 1913 r. i odprawiono ją z wyraźną pompą, bo oto po wielu latach Tarnowskie Góry na powrót stawały się miastem garnizonowym. W ostatnich dniach lipca 1914 r. cały tarnogórski garnizon postawiony został w stan gotowości bojowej, a w dniu kiedy w sąsiedniej Rosji zarządzono mobilizację, jednostki skierowane zostały do obsadzenia pobliskiej granicy państwowej prusko-rosyjskiej na rzece Brynicy za Neudeck (Świerklańcem), a następnie również w okolicach Kreuzburga (Kluczborka) i Rosenbergu (Olesna). Mało kto wie, ale to właśnie tarnogórski 11 Pułk Strzelców Konnych poniósł pierwszą ofiarę w Wielkiej Wojnie. Owym pierwszym poległym był żołnierz oddziału obsadzającego granicę w okolicy Botzanowitz (Bodzanowice) Paul Grun, który wraz z drugim żołnierzem udał się na zwiad do położonych po drugiej stronie granicy Krzepic, gdzie zaskoczeni zostali przez oddział kozacki. Zastrzelony Grun pochowany został przez mieszkańców Krzepic na miejscowym cmentarzu, ale 7 sierpnia ciało zostało ekshumowane i przeniesione na cmentarz w Botzanowitz. Od 1933 r. rozpoczną się na grobie poległego huczne uroczystości, zaś w 1938 r. nazwa miejscowości zmieniona zostanie na Grunsruh (czyli ‚miejsce spoczynku Gruna’).